27 maja 2017

The Age of Shadows

Reżyseria: Jee-woon Kim Alternatywny tytuł: Mil-jeong Produkcja: Korea Południowa, 2016 Długość: 2 godz. 16 min.



Pod japońskim panowaniem wielu spośród rdzennych Koreańczyków musiało wybrać pomiędzy współpracą z okupacyjnym reżimem, a walką z nim. Jung-chool Lee w przeciwieństwie do wielu spośród swoich przyjaciół z młodości postanowił służyć mocarstwu okupującemu jego kraj. Jako kapitan policji w Seulu, zajmuje się ściganiem członków podziemia niepodległościowego. Pomimo jednak jego oddania służbie, spotyka się wciąż z ciągłą podejrzliwością ze strony swoich japońskich kolegów. W czasie jednej z obław ginie, ścigany przez policję Jan-ok Kim z którym Lee dzielił wspólną młodość. W głowie kapitana zaczynają kłębić się wątpliwości. Che-san, lider ruchu oporu, upatruje w tym szansę na przekonanie Lee, by ten zmienił strony i pomógł mu przeszmuglować cenny ładunek z Szanghaju.

Kino historyczne, a w szczególności tematyka walki jednej nacji z uciskiem ze strony innej, potrafi być dla wielu twórców materią nad wyraz toporną w obróbce. Może wydawać się to dla wielu osób niezrozumiałe, ale naturalnie otaczające tego typu materiał patos i heroizm zaślepiają bardzo często tak filmowców jak i samych widzów. Stają się one nadrzędne wobec bohaterów oraz ich historii, które to muszą się im podporządkować. Postacie stają się przez to jedynie niczym więcej jak tylko odtwarzanymi rolami, symbolami pozbawionymi człowieczeństwa. Ukazywanie lęków czy też wątpliwości bohaterów, wątłej i chwiejnej natury ludzkiej pozbawia ich tej nadludzkiej powłoki. Jakże ciekawiej jest obserwować człowieka urastającego do miana herosa niż herosa, żyjącego ponad światem zwykłych ludźmi i gardzącego ich przyziemnymi problemami.


Wydaje mi się, że powyższy wstęp dobrze charakteryzuje główny problem z jakim boryka się The Age of Shadows. Bohaterowie zepchnięci zostali do roli jednowymiarowych filarów, podtrzymujących historię punktualnie zatrzymującą się na zaplanowanych z góry stacjach. Członkowie ruchu oporu są po prostu sztampowymi członkami ruchu oporu, a zdrajcy są po prostu niczym więcej niż tylko pozbawionymi głębszych motywacji elementami posuwającymi fabułę. To samo tyczy się Hashimoto, jednego z głównych adwersarzy Jung-chool Lee, którego neurotyczna postać wydaje się bardziej śmieszna niż złowieszcza. Sam Jung-chool Lee również nie nie okazuje się zbyt ciekawą postacią. Przez większość historii jego działania wydają się tak samo zagadkowe dla widza jak i dla niego samego. Nieświadomość jaką wydaje się wykazywać względem realiów japońskich represji jest tym bardziej zaskakująca, gdy weźmiemy pod uwagę, że przez długi czas on sam przykładał do nich rękę. A jednak kluczową dla jego “przemiany” sceną jest skonfrontowanie się z owocami działań reżimu, któremu tak długo służył. Jest to jeden z wielu przypadków pobieżnego i leniwego podchodzenia do postaci z jakim mamy do czynienia w filmie. 


Nie jest oczywiście tak, że The Age of Shadows jest produkcją zupełnie nieudaną. Niestety jednak szpiegowski akcent, na który twórcy kładli tak duży nacisk, w większej mierze nie sprawdza się w ciągu historii. Z inną sytuacją mamy do czynienia, gdy weźmiemy pod uwagę aspekt sensacyjny. Ten funkcjonuje w filmie o wiele lepiej. Rewelacyjne plany są doskonałym tłem dla równie dobrych scen akcji. Popisowe strzelaniny, uchwycone dobrą pracą kamery, stają się źródłem przedniej rozrywki. Szkoda więc, że tyle samo uwagi jaką twórcy filmu poświęcili tym scenom, nie zostało również poświęcone na rozwinięcie bohaterów poza ich ogólne naszkicowanie.


Obraz  Jee-woon Kima jest do bólu przewidywalny. Jego bohaterowie jednowymiarowi, a obietnica rasowego filmu szpiegowskiego sprowadzona do utartych schematów. Jednocześnie jednak, pomimo swoich licznych problemów z bohaterami,  zadziwiająco dobrze odnajduje się on jako obraz sensacyjny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz