17 maja 2016

A Company Man

Reżyseria: Sang-yoon Lim Alternatywny tytuł: Hoi-sa-won Produkcja: Korea Południowa, 2012 Długość: 1 godz. 36 min.


Ji Hyeong-Do pracuje w firmie NCM, której siedziba znajduje się w niczym nie wyróżniającym pośród innych wieżowców budynku w centrum miasta. Jednak oficjalna działalność firmy jest jedynie fasadą za którą kryje się organizacja oferująca usługi płatnych morderców. Ji Hyeong-Do jest całkowicie oddanym firmie pracownikiem, który jednak coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że praca całkowicie pochłonęła całe jego życie, nie pozostawiając miejsca na nic innego. Wszystko zmienia się, gdy razem z młodym pracownikiem firmy Ra-Hoon’em dostają zlecenie na zabicie pilnie strzeżonego policyjnego informatora. Decyzja jaką Ji Hyeong-Do podejmie w czasie akcji zaważy na dalszym życiu jego i Ra-Hoon’a. 

A Company Man ma więcej problemów w sobie niż akcji i nie mam tu na myśli tego, że główny bohater boryka się z jakimiś problemami zdrowotnymi. Film niemiłosiernie się dłuży, co może być zrozumiałe gdy prawie ⅔ czasu ekranowego jest dedykowane romansowi głównego bohatera. Nie było by w tym nic złego gdyby tylko bohater ten był ciekawą postacią. Ogólnie rzecz ujmując twórcy filmu w zadziwiający sposób z jednej strony masę czasu poświęcają próbując pogłębić postać Ji Hyeong-Do, jednak pomimo tego udaje im się wciąż utrzymać ją na poziomie głębokości jeziora Aralskiego. Podobnie rzecz się ma z samą firmą oraz głównym adwersarzem - i używam tego słowa bardzo luźno - naszego bohatera. Znów pomimo dedykowania sporej ilości czasu funkcjonowaniu firmy nic z tego nie przekłada się ani na lepsze poznanie jej pracowników, ani na większą dramaturgię późniejszych wydarzeń. I tak gdy przychodzi czas trudnych decyzji całkowicie brak im odpowiedniego ciężaru.


Z niezrozumiałych powodów film dość konsekwentnie stara się deprecjonować głównego adwersarza, który i tak ni jak nie pasuje do przedstawionego świata wyszkolonych płatnych zabójców - co sam film niejednokrotnie subtelnie podkreśla. Cierpi na tym finał bo chociaż nie lubimy naszego antagonisty to jednak trudno wykrzesać jakiekolwiek większe zainteresowanie walką z nim skoro tak długo wbijano nam do głowy jakim jest niedorajdą i nieudacznikiem. 


Ze strony wizualnej film prezentuje się co najwyżej poprawnie. Niektóre sceny mają bardzo dobrze dopracowaną kolorystykę, a czasem i ciekawą kompozycję, ale tyczy się to głównie spokojnych scen związanych głównie z wątkiem romantycznym, a przecież nie to jest najważniejsze w kinie akcji. Przebolałbym jeszcze ślamazarne zawiązywanie się akcji w pierwszej części filmu jeśli tylko twórcy na sam finał przygotowaliby jakieś fajerwerki, ale niestety płonne były to nadzieje. Choreografia scen walk wręcz nie jest niczym wybitnym, ale nie jest też zła, choć niektóre sceny ciągnąc się w nieskończoność bardziej nudzą niż dają jakąkolwiek dawkę adrenaliny. Strzelaniny to już zupełnie inna bajka. Im bliżej końca filmu jesteśmy tym stają się one nie tylko coraz mniej dynamiczne - najwyraźniej im dłużej i więcej tym nie zawsze lepiej - ale i coraz bardziej niedbale wykonane. Niektóre z finałowych ujęć przypominają wręcz wyglądem niskobudżetowy serial kryminalny, a nie kinową produkcję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz