5 czerwca 2016

Bez przebaczenia

Reżyseria: Sang-il Lee Alternatywny tytuł: Unforgiven / Yurusarezaru Mono Produkcja: Japonia, 2013 Długość: 2 godz. 15 min.


Hokkaido rok 1880. Podstarzały Jubei Kamata, były samuraj w armii pokonanego szogunatu, ukrywa się od jedenastu lat przed ścigającymi go cesarskimi żołnierzami na wciąż nieucywilizowanej wyspie. Niespodziewanie w jego podupadającej chatce, w której mieszka wraz z dwójką swoich dzieci, zjawia się jego stary przyjaciel Kingo Baba. Stary druh proponuje Jubei, by ten przyłączył się do niego w polowaniu na dwóch mężczyzn za których zabicie prostytutki z miasteczka Washiro zaoferowały pokaźną sumę pieniędzy. Mężczyźni ci pocięli twarz jednej z tamtejszych prostytutek, gdy ta chichotem zareagowała na widok mizernej wielkości przyrodzenia jednego z nich, za co ku oburzeniu jej przyjaciółek ukarani zostali jedynie nakazem zrekompensowania właścicielowi burdelu poniesionych strat. Mający dość zabijania i wciąż prześladowany wspomnieniami o ludziach których zabił Jibei początkowo nie godzi się na wzięcie udziału w zleceniu. Jednak ciężka sytuacja rodziny zmusza go do zmiany zdania wbrew wciąż prześladującemu go poczuciu winy i przyrzeczeniu jakie złożył swojej zmarłej żonie. W drodze do Washiro do Jubei i Kingo przyłącza się Goro Sawada, który proponuje obu mężczyznom swoją pomoc. W Washiro jednak na trzech śmiałków czeka miejscowy bezlitosny stróż prawa Ichizo Oishi, który nie pozwoli na samowolne wymierzanie sprawiedliwości w swoim miasteczku. 

Japońska wersja legendarnego westernu Clinta Eastwooda Bez przebaczenia z 1992 roku, choć wiele elementów wiernie kopiuje od swojego amerykańskiego pierwowzoru to jednak stara się być też czasami oryginalna przedstawiając tę samą historię w trochę inny sposób. Przeniesienie akcji na wpół dziką wyspę Hokkaido z jej rozległymi i prawie bezludnymi połaciami, gdzie tubylczy Ajnowie prześladowani są przez japońskich kolonizatorów dobrze oddaje atmosferę amerykańskiego dzikiego zachodu, tym razem w japońskiej odsłonie. 


Wzorujący się na amerykańskim westernie w którym postać grana przez Clinta Eastwooda niezaprzeczalnie dokonała w swoim życiu wielu zbrodni i której bliżej do antybohatera niż rycerza w lśniącej zbroi reżyser filmu Sang-il Lee świadomie starał się rysować swojego bohatera o wiele mniej jednoznacznie odkrywając jedynie część jego przeszłości. Jibei w tej wersji jest zmęczonym zabijaniem samurajem za którym ciągnie się wspomnienie haniebnej zbrodni sprzed lat. Sam Jubei pytany o opowieści jakie krążą wśród ludzi na temat swojej przeszłości ani im nie zaprzecza, ani ich nie potwierdza. Pozostawiając ocenie widza którą z wersji wydarzeń uzna za prawdziwą twórcy postawili na dłuższą ekspozycję postaci naszego protagonisty na przestrzeni całej historii. Dało to o wiele więcej miejsca dla odgrywającego rolę Jibei Ken’a Watanabe do pogłębienia charakteru swojej bohatera oraz odkrywania prawdy o jego przeszłości nie poprzez dialogi, ale subtelne ruchy ciała, gestykulację czy ekspresję twarzy. 


Asystująca głównemu bohaterowi obsada spełnia swoją rolę poprawnie, choć wyraźnie brak w niej ciekawszych postaci. Goro Sawada, który wprowadza do filmu ciekawy wątek prześladowania tubylczej ludności Ajnów przez japońską administrację, ma w sobie największy potencjał na dobrze skrojoną i mogącą przykuć uwagę widza postać. Jednak pomimo poświęcenia mu stosunkowo dużo czasu ekranowego jego postaci nadal brakuje mu autentycznej głębokiej więzi ze współtowarzyszami, momentu zawiązania się prawdziwej męskiej przyjaźni. Najbardziej zawodzi jednak postać Ichizo Oishi, stróża prawa z Washiro, która jest po prostu nijaka. Po obejrzeniu filmu o jego postaci można powiedzieć jedynie tyle, że praktycznie nigdy się nie uśmiecha i nie lubi samurajów. Jednak ciągły brak uśmiechu i powtarzane raz po raz monologi mające w zamyśle twórców obudzić w widzu grozę i szacunek wobec tej postaci w żaden sposób nie przekładają się na budowanie u widza tych emocji, a jedynie sprawią, że oglądanie na ekranie jej bardziej nudzi niż buduje napięcie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz