22 sierpnia 2016

My So Has Got Depression


Reżyseria: Kiyoshi Sasabe Alternatywny tytuł: Tsure ga utsu ni narimashite Produkcja: Japonia, 2011 Długość: 2 godz. 1 min.


Mikio i Haruko Takazaki są małżeństwem od pięciu lat. On pracuje w dziale pomocy, jednej z zagranicznych firmy sprzedających komputery. Ona stara się realizować swoje morzenia o zostaniu uznaną mangaką. Od jakiegoś czasu zdrowie Mikio stale się jednak pogarsza. Kłopoty ze snem, dokuczliwe bóle i ogólna apatia zmuszają go w końcu do wizyty u lekarza, który diagnozuje u niego depresję. Mikio podejmuje leczenie, a u jego boku stoi oddana mu Haruko. Jednak droga do odzyskania zdrowia, będzie trudną i wyboistą podróżą, poddającą łączącą ich więź próbie.

Zdarzają się czasami filmy, w których twórcy zdają się doskonale wiedzieć co robią, w kompetentny sposób przelewając na ekran swoją wizję opowiadanej historii, a jednak niektóre z ich decyzji aż proszą się o osobne wyjaśnienie powodów zaistnienia pewnych wyraźnie odstających od reszty filmu elementów. My So Has Got Depression jest właśnie takim filmowym kuriozum, które pozostawia widza z licznymi pytaniami; Czy to co właśnie obejrzał było koherentną wizją twórców, czy może przejawem ich niekompetencji, a może wręcz przeciwnie - przejawem ich geniuszu? 


Film Kiyoshi Sasabe oparty jest na mandze autorstwa Tenten Hosokawy i tak jak jej materiał źródłowy podejmuje temat depresji. Największym problemem z jakim przychodzi się mierzyć widzowi w czasie seansu jest całkowity bark jednolitego tonu w filmie. Ciągłe skakanie pomiędzy poważnym dramatem, a komedią nasuwa pytanie, czy może twórcy nie chcieli w ten sposób oddać charakterystycznego dla mangi humoru. Jednak wydające się naturalnymi dla czytelnika mangi zachowania bohaterów, zazwyczaj nie przekładają się najlepiej na język filmu z żywymi aktorami. Interakcje pomiędzy postaciami wydają się niejednokrotnie niczym żywcem wyjęte ze stron mangi, co nie jest najlepszym pomysłem, gdy aktorzy zwracają się do siebie w sztuczny, nienaturalny sposób. A jednak nie można powiedzieć, że gra aktorska w My So Has Got Depression, charakteryzuje się tylko tymi niezrozumiałymi próbami odwzorowania mangowych pierwowzorów bohaterów. Przez większość historii postacie zachowują się jak ludzie z krwi i kości, a aktorzy dają z siebie wszystko, by jak najlepiej oddać ich emocje. Jednak w niektórych momentach twórcy decydują się nagle na odwzorowanie humoru mangi, bądź wplecenie jakiegoś charakterystycznego dla niej elementu do sceny, który najczęściej albo wyraźnie odstaje od tonu całej sceny, albo wręcz niespodziewanie wywraca go do góry nogami. Takich wtrąceń nie ma jednak zbyt wiele, choć wyraźnie zaburzają one rytm opowiadanej historii. Oczywiście można byłoby zrzucić to wszystko na niekompetencję twórców, jednak w ciągu całego filmu, udowadniają oni, że subtelny oraz inteligentny humor nie jest im obcy. Nasuwa się więc pytanie czy może twórcy, skacząc co i raz z tonem w niektórych scenach, chcieli w ten sposób oddać specyfikę zmiennych nastrojów charakterystycznych dla depresji? 


My So Has Got Depression może wydawać się obrazem stworzonym z wielu nie do końca pasujących do siebie elementów, jednak czasem w szaleństwie może kryć się metoda, a nawet odrobina geniuszu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz